Moja drugą pasją w życiu jest muzyka, jest to ważny element mojej egzystencjonalności, który nie polega tylko na dziennym odsłuchaniu z jakiegoś radia kilku kawałków. Postaram się w niniejszym artykule przedstawić ważne muzyczne chwile w moim życiu.
Najpierw wiadomo, aby usłyszeć muzykę należy mieć sprzęt, i tak od taty „w spadku” wraz z bratem otrzymaliśmy super sprzęt polskiej produkcji Radmor 5102, który wraz z zestawem kolumn ZG 40 c stanowił dobrą bazę do odsłuchu muzyki, tę bazę w sumie stanowi do dzisiaj, ponieważ jest to dobry polski produkt, który może nawet dzisiaj stanąć w szranki z topowymi producentami sprzętu audio.
Były to lata 90 wtedy jeszcze nie było mp3 i usłyszaną gdzieś muzykę nagrywaliśmy na zwykłych kasetach, po czym za pomocą walkmana i „Radmorka” sobie jej odsłuchaliśmy. Jakoś nigdy nie kręciła mnie muzyka popularna, nadszedł jednak moment kiedy gdzieś na niszowej stacji usłyszałem utwór Mareka Bilińskiego – Ucieczka z tropiku i to było to.
Zacząłem szukać jakiś utworów o elektronicznym charakterze, pamiętam na VIVIE był program o nazwie Club Rotation, gdzie grane były utwory klubowe. Zacząłem się tym bardziej interesować, w między czasie narodził mi się w głowie pomysł, aby pójść do szkoły muzycznej ( marzyła się gra na pianinie), lecz podczas rekrutacji stwierdzono, że jestem trochę za stary ( chodziłem wówczas do 7 klasy szkoły podstawowej) i skierowano mnie do sekcji dętej, a dokładniej na klasy klarnetowej.
Opis zdjęcia: Ja i klarnet w 2001 roku
Tam uczęszczałem przez cztery lata w międzyczasie poszedłem do liceum ekonomicznego, okres tzw. buntu, (chociaż nigdy nie byłem buntownikiem), ale wiadomo były inne rzeczy do roboty niż chodzenie do szkoły muzycznej popołudniami. Pomimo jakiś oporów do gry na klarnecie, skończyłem Państwową Szkołę Muzyczną z dobrym winkiem, nauki później już nie kontynuowałem, chociaż z perspektywy czasu chciałbym teraz sobie pograć troszkę na klarnecie.
Jako 18 latek jak każdy jeździłem na dyskoteki, chociaż nigdy nie ciągnęło mnie na tzw. „Klubbheads”, które wtedy królowały na dyskotekach. W tamtych czasach wszyscy tego słuchali, lecz nikt się do tego nie przyznawał, podobnie było z disco polo. W międzyczasie przewinęło się kilka artystów, który grali muzykę elektroniczną typu Alice DeeJay czy Eiffel 65 ze swoim Blue (Da Ba Dee). Pisząc tego posta i wspominając, to na poważnie tymi klimatami zacząłem się interesować od Scootera i jego How Much Is The Fish był to rok 1998.
Od tego momentu 85 % muzyki, jaką słuchałem to były właśnie takie klimaty. Oczywiście nie mógłbym tutaj zapomnieć napisać o Ekwadorze w Manieczkach, gdzie rezydenturę miał sławny z powiedzonka czy bardziej krzyku „Jazda” DJ Kris, w sumie to jak słuchałem jego setów to uważam go za osobę, która sprowadziła muzykę klubową do Polski. Jego tracklisty były przeplecione utworami polskich producentów, którzy dopiero stawiali kroki w produkcji muzyki klubowej jak i artystami typu Ferry Corsten, Tiesto czy Armin van Buuren . Wówczas wtedy na zachodzie muzyka klubowa, a dokładniej trance królował. Trance jak i jeden z jego największych producentów, czyli Armin van Buuren jak okazało się później w moim życiu odegra znacznie ważniejszą rolę, ale o tym już w kolejnym artykule.
;
Leave a Comment